Błądzić jest rzeczą ludzką, popełniać błędy – też. Nie dopuszcza się ich tylko ten, kto nic nie robi. Są jednak sytuacje, w których nie można pozwolić sobie na wymówki. Przykład? Rażący błąd ortograficzny na stronie głównej firmowego serwisu www może Cię sporo kosztować – przede wszystkim utratę powagi i wiarygodności. Skoro nie dbasz o poprawność językową strony internetowej, która ma być Twoją wizytówką, jak możesz zapewnić o jakości oferowanych usług czy produktów? To nie jedyny powód, dla którego warto dbać o poprawność językową. Poznaj pozostałe, a przede wszystkim sprawdź listę najczęściej popełnianych (i nie zawsze oczywistych!) błędów spotykanych w tekstach.
Z tego wpisu dowiesz się:
- dlaczego na błędy trzeba w ogóle uważać i czemu nie zawsze jest to przejaw „nazizmu gramatycznego”,
- jakie są najczęstsze błędy językowe w tekstach użytkowych i jak się ich wystrzegać,
- gdzie szukać informacji dotyczących poprawności językowej i czemu autokorekta Worda może być zdradliwa,
- co zrobić, żeby uniknąć publikacji treści z błędami.
Na początek ważne zastrzeżenie: artykuł piszę z punktu widzenia praktyka – na co dzień zajmuję się m.in. korektą treści. Dlatego naświetlam usterki językowe, które często dostrzegam w czytanych przez siebie tekstach. Pomijam również kwestię błędów ortograficznych. Przede wszystkim dlatego, że je dość skutecznie wychwytuje większość edytorów tekstów. Po drugie zaś, ponieważ te naprawdę rażące zdarzają się relatywnie rzadko (ale jak już się pojawią, to wprawiają w osłupienie…).
Błędy językowe, czyli co?
Czym tak naprawdę jest błąd językowy i jakie kryteria o tym decydują? Za błąd uznaje się odstępstwo od normy językowej obowiązującej w danym języku[1]. Trzeba jednak pamiętać, że sam język jest materią dość płynną i podlega nieustannym zmianom. Dlatego czasem trudno jest nadążyć za tym, co jest obecnie normą, co już nią nie jest, a co już za chwilę przestanie być błędem. Przykład? Pisownia „nie” z imiesłowami odmiennymi. Obecnie zapisujemy je co do zasady łącznie (np. niepalący, niezwyciężony), ale ta zmiana została oficjalnie wprowadzona… dopiero 20 lat temu uchwałą Rady Języka Polskiego[2].
Warto przy tym przypomnieć, że za błąd uznawana jest także tzw. hiperpoprawność, a więc nadmiernie restrykcyjne przestrzeganie językowych zasad. Oznacza to, że zbyt długie zastanawianie się nad każdym niuansem wypowiedzi to również droga donikąd. Trzeba więc zachować równowagę między troską o poprawność a zdroworozsądkowym, praktycznym podejściem – zwłaszcza, gdy w grę wchodzą teksty funkcjonalne, a nie krasomówcze popisy.
Czy błędy językowe są naprawdę aż takie złe?
Odkąd podjęłam się zadania czytania i korygowania tekstów innych autorów, dostrzegam wiele zjawisk językowych, które wcześniej w ogóle nie zwracały mojej uwagi. Stałam się, o zgrozo, „czytelnikiem specjalnej troski” (jak zwykł mawiać o studentach polonistyki jeden z moich wykładowców). Zaczęłam zauważać brakujące (lub zupełnie niepotrzebne) przecinki w artykułach prasowych, złe zastosowanie przypadków na ulotkach reklamowych, niekonsekwencje w zapisie na opakowaniach produktów… Co tu kryć – straciłam trochę przyjemności czytania za cenę zyskania znacznie większej świadomości językowej.
Pytanie jednak, czy na „zwykłym czytelniku”, który koncentruje się na meritum tekstu, a nie na niuansach językoznawczych, błędy rzeczywiście wywierają jakiekolwiek wrażenie? Czy zmieniają sposób, w jaki odbiera on treści? To zależy od kilku czynników.
- Od tego, jak poważny jest błąd – te rażące (np. poważne błędy ortograficzne) będą biły po oczach i mogą spowodować, że czytelnik po prostu zrezygnuje z dalszego podążania za treścią, bo ta straci wiarygodność.
- Od liczby błędów w treści – jeden drobny, może pozostać niezauważony, ale już dwadzieścia popełnionych na przestrzeni dziesięciu zdań zwróci na siebie uwagę.
- Od tego, jak bardzo zaburzają one przekaz komunikatu – podstawowym celem języka, zarówno w mowie, jak i w piśmie, jest skuteczne przekazanie jakiejś informacji. Im więcej błędów, tym większy chaos komunikacyjny.
- Od kanału komunikacji – gdy błędy pojawiają się w rozmowach prywatnych, mogą przejść bez echa, ale już w oficjalnej korespondencji czy treściach promocyjnych mogą doprowadzić do poważnego zachwiania wizerunku osoby / marki, która je popełnia.
Nie bez znaczenia pozostaje też indywidualny poziom świadomości językowej czytelnika oraz jego „stopień tolerancji” dla różnego rodzaju potknięć.
Wniosek? O ile w komunikacji prywatnej i mniej oficjalnej błędy językowe bywają akceptowane, o tyle gdy publikujesz treści dla dużej grupy odbiorców, nie możesz sobie na nie pozwolić.
Błędy:
- sprawiają, że treści są postrzegane jako mało wiarygodne pod względem merytorycznym,
- mogą wywołać negatywne odczucia – co przełoży się na pogorszenie wizerunku marki,
- zniechęcą do dalszego czytania,
utrudniają skuteczne przekazanie komunikatu – często sprawiają, że treść jest po prostu niejasna
Typowe błędy językowe w treściach użytkowych
Czas przejść do konkretów, a więc do błędów, na które nierzadko można natrafić w tekstach użytkowych – tych o charakterze publicystycznym i reklamowym – zwłaszcza w Internecie.
1. Brak spójności w treściach
To usterka, którą często można wychwycić, czytając kilka tekstów na tej samej stronie internetowej. Gdy na kolejnych podstronach brak konsekwencji i spójności w treściach (także pod względem stylistycznym) – czytelnik może się poczuć zdezorientowany. Najczęstsze błędy w tej kategorii dotyczą:
- sposobu zapisu nazwy marki – należy przyjąć jedną i jej się trzymać. Uwaga! Chodzi zarówno o to, czy nazwę się odmienia, czy nie, jak i o to, w jaki sposób jest ona zapisywana graficznie (wersalikami? kapitalikami?),
- zwrotu do czytelnika – gdy zaczynasz pisać teksty na „Ty”, trzymaj się tej formy na wszystkich podstronach, a jeśli wszędzie zwracasz się do czytelników per „Państwo” – również bądź konsekwentny.
2. Nadmiernie rozbudowane zdania
Im prościej, tym lepiej. Zasadę tę warto wdrożyć również w pisanych przez siebie treściach. Długie, nadmiernie skomplikowane, złożone z wielu części składowych zdania to zły pomysł. Dlaczego? Z dwóch powodów. Czytelnik „odpadnie” po dwóch linijkach i przestanie czytać. Ponadto pojawia się większe ryzyko, że po drodze zgubisz gdzieś sens myśli i popełnisz błędy składniowe. Po co więc się na nie narażać, skoro można uprościć swoją wypowiedź?
3. Te nieszczęsne przecinki…
Interpunkcja to pięta achillesowa wielu z nas. I ja muszę przyznać, że dopóki nie zaczęłam sama sprawdzać tekstów innych, nie dostrzegałam niektórych niuansów związanych z przecinkami. Z czego wynikają pomyłki? Wiele jest pokłosiem szkolnej nauki interpunkcji, w myśl której przecinek trzeba na przykład postawić przed każdym „że” (a wcale tak nie jest). A jakie pojawiają się najczęściej?
a) Brak przecinka zamykającego zdanie wtrącone
O tym, że trzeba postawić przecinek przed „który” wiedzą już dzieci w czwartej klasie. Ale bardzo często zapominamy o tym, że w sekwencji zdań wielokrotnie złożonych to zaczynające się od „który” jest nierzadko wtrąceniem. Przykład?
Buty, które oferujemy w naszym sklepie, powstają ze starannie wyselekcjonowanych materiałów.
Postawienie tego drugiego przecinka, który (całkiem logicznie) oddziela wtrącone zdanie od reszty, jest niczym domknięcie nawiasu w matematycznym równaniu. Jeśli tego nie zrobisz, całość może zacząć tracić sens.
Spójrz na poniższe zdanie:
Hotel oferuje komfortowe noclegi w pokojach, które są wyposażone w telewizor i łazienkę, oraz smaczne jedzenie.
Jak pokazuje ten przykład, zdania wtrącone „wymuszają” czasem również konieczność wstawienia przecinka przed spójniki, przed którymi – co do zasady – ich być nie powinno. Pojawia się tu bowiem przecinek przed „oraz”. Nie do pomyślenia? Pominięcie go oznaczałoby utratę sensu zdania – wyszłoby na to, że… pokoje są wyposażone również w smaczne jedzenie. A przecież nie o to chodzi. Hotel oferuje noclegi (w pokojach z TV i łazienką) oraz wyżywienie. Logika przede wszystkim!
b) Niepotrzebny przecinek w konstrukcjach „taki jak”
W naszym sklepie znajdziesz szeroką gamę produktów takich, jak…
Przecinka między „taki” a „jak” nie ma w żadnym przypadku. Może się on jednak pojawić przed całym wyrażeniem: W naszym sklepie znajdziesz szeroką gamę produktów, takich jak… – zwłaszcza gdy pojawia się po nim dłuższe wyliczenie. Możesz również ten przecinek zupełnie pominąć.
c) Oddzielanie przecinkiem wyrażenia „mimo że”
Choć przed „że” zasadniczo stosuje się przecinek, w utartych połączeniach występuje on przed całym określeniem albo nie ma go w ogóle – jeśli rozpoczyna ono zdanie. Czyli np.:
Mimo że główną gałęzią naszej działalności jest produkcja opakowań, oferujemy również usługi poligraficzne.
Ta zasada odnosi się również do wyrażeń typu: „chyba że”, „pomimo że”, „jako że” i podobnych.
d) Brak przecinka przed imiesłowami na -ąc, -łszy itp.
Przed imiesłowem przysłówkowym należy KONIECZNIE dodać przecinek. Jest on również potrzebny do zamknięcia całego wtrącenia (imiesłowowego równoważnika zdania). Np.:
Współpracując z najlepszymi producentami obuwia z Włoch, rozszerzyliśmy działalność, otwierając sklepy w kolejnych pięciu miastach.
e) Przecinek przed imiesłowami przymiotnikowymi (-ący, -any itp.)
Co do zasady, o ile nie mamy do czynienia ze zdaniem wtrąconym, przecinka przed tymi imiesłowami się nie stawia.
Oferujemy eleganckie buty włoskie wyróżniające się finezyjnym designem.
Przecinek przed „wyróżniające się” byłby zupełnie niepotrzebny. A co, jeśli zdanie robi się zbyt długie i aż „prosi się” o przecinek? Wtedy można zamienić imiesłów na konstrukcję z „który” – w tym przypadku: „które wyróżniają się”.
f) Brak przecinków pomiędzy zdaniami składowymi konstrukcji warunkowych typu: „jeśli…, to…”
Jeśli zdecydujesz się z na współpracę z naszą firmą, możesz oczekiwać atrakcyjnych cen.
O ile cząstkę „to” można śmiało pominąć (co polecam – im krócej, tym lepiej), o tyle przecinka już nie.
g) Niepotrzebny przecinek przed „czy”, „albo”, „bądź”, „lub”
Przed tymi spójnikami przecinka co do zasady się nie stawia, chyba że mamy do czynienia z ich powtórzeniem w jednym zdaniu (albo ze wspominanym wcześniej wtrąceniem). W praktyce więc:
Jeśli masz pytania albo chcesz złożyć zamówienie, zadzwoń pod numer…
Bez względu na to, czy chcesz złożyć zamówienie, czy zadać dodatkowe pytanie, skontaktuj się…
h) Przecinek przed „a”
Tu wszystko zależy od sytuacji. I tak:
- przecinek stawiamy, wyłącznie, gdy „a” oddziela kolejne segmenty zdania złożonego, np.
- Lubisz styl boho, a Twoja kolekcja ubrań potrzebuje odświeżenia?
- Nasz dział projektowy opracuje koncepcję, a dział produktowy wcieli ją w życie.
- przecinka nie stawiamy, gdy „a” znajduje się w konstrukcji „między X a Y” – czyli jak w piosence Grzegorza Turnaua: „między ciszą a ciszą”, a także w strukturach typu „Błędy językowe a skuteczność komunikacji”.
4. Błędy gramatyczne
Gramatyka języka polskiego nie należy do łatwych. Odmiana przez przypadki, odmiana liczebników czy czasowników… Kto choć raz nie zastanowił się, czy pisze się „w cudzysłowiu” czy „w cudzysłowie”, niech pierwszy rzuci kamień! A oto kilka często powtarzających się potknięć z tego obszaru.
a) Biernik a dopełniacz
Nasza największa bolączka? Przypadki! A konkretniej – mylenie biernika z dopełniaczem. Trzeba przyznać, że to spore wyzwanie. Bo można na przykład trzymać i wąż, i węża. Sęk w tym, że w pierwszym przypadku chodzi najpewniej o wąż ogrodowy, a w drugim np. o anakondę czy pytona. Z czego wynika różnica? We wspomnianym przypadku – z różnicy rodzaju rzeczownika. Wąż ogrodowy zaliczymy do rodzaju męskorzeczowego, a węża – zwierzę do rodzaju męskozwierzęcego (gdy zastosuje się klasyfikację, która za podstawę bierze biernik). To jednak nie najważniejsza przyczyna problemów. Kluczowe kwestia dotyczy tego, jakim przypadkiem rządzi dany czasownik. Część z nich łączy się z biernikiem, a część z dopełniaczem.
Na przykład:
- z dopełniaczem łączą się czasowniki:
- brakować (a więc brakuje mi stu złotych, a nie sto złotych),
- przestrzegać (przestrzegamy prawa, a nie prawo),
- szukać (a więc szukasz ciekawej oferty, a nie ciekawą ofertę)
- z biernikiem łączą się czasowniki:
- wypróbować (a więc: wypróbuj nowe połączenia, a nie wypróbuj nowych połączeń – jak w ulotce jednego z producentów lakierów hybrydowych, która wpadła w ręce „czytelnika specjalnej troski”),
- dostarczać (a więc: dostarczamy nowoczesne opakowania, a nie dostarczamy nowoczesnych opakowań).
Tu jednak trzeba postawić, niestety, „gwiazdkę”. Pojawia się bowiem kwestia czasowników partytywnych, a więc tzw. cząstkowości. O co chodzi? Spójrz na przykłady:
Pożyczył mi sto złotych.
Pożyczył mi cukru.
W pierwszej sytuacji „pożyczyć” łączy się z biernikiem, a drugiej – z dopełniaczem. Co może dziwić, oba zdania są jak najbardziej poprawne. Dlaczego? Ponieważ w pierwszej sytuacji „pożyczka” dotyczy określonej rzeczy stanowiącej całość (chodzi o konkretną sumę pieniędzy), w drugim zaś – o część czegoś. Pożyczył nie całe zapasy cukru, jakie miał w domu, a jakąś jego część, np. szklankę. I gdy chodzi o coś „częściowego” – wówczas stosujemy dopełniacz.
Skomplikowane? No cóż, język polski nie bez powodu jest nazywany jednym z najtrudniejszych na świecie. Na pocieszenie: węgierski ma nie siedem, a 28 (sic!) przypadków. To dopiero musi być wyzwanie!
b) Niezgodność podmiotu z orzeczeniem
Przykład:
Kwalifikacje zawodowe naszych pracowników oraz ich wieloletnie doświadczenie jest przyczyną naszego sukcesu.
W czym problem? W tym, że podmiot tego zdania jest wyliczeniem kilku rzeczy (to „kwalifikacje oraz doświadczenie”). A skoro tak, czasownik powinien przyjąć liczbę mnogą, czyli:
Kwalifikacje zawodowe naszych pracowników oraz ich wieloletnie doświadczenie są przyczyną naszego sukcesu.
Ten błąd często zdarza się w bardziej złożonych zdaniach, takich jak:
Ma szereg różnych zalet, spośród których najważniejsza to krótki czas wykonania i duże możliwości, jeżeli chodzi o kształty i grubości kaset.
Tu mamy do czynienia z równoważnikiem w środku zdania. I wszystko byłoby dobrze, gdyby wprowadzający go przymiotnik przyjął właściwą formę, a więc najważniejsze, czyli:
Ma szereg różnych zalet, spośród których najważniejsze to krótki czas wykonania i duże możliwości, jeżeli chodzi o kształty i grubości kaset.
W końcówce zdania, przy okazji, pojawiają się też usterki stylistyczne – m.in. niepotrzebna (i dość niefortunna) peryfraza. Znacznie lepiej brzmiałoby ono tak:
Ma szereg różnych zalet, spośród których najważniejsze to duży wybór kształtów oraz grubości kaset oraz krótki czas ich wykonania.
c) problemy składniowe
Jest ich wiele, ale najczęściej pojawiają się dwa:
błędnie skonstruowane zdania imiesłowowe
Spójrz na przykład:
Pisząc tekst, dopadł ją głód.
Intencją autora było prawdopodobnie stworzenie zdania o znaczeniu: „Kiedy pisała tekst, dopadł ją głód.” Albo „Pisząc tekst, zgłodniała.”. Teraz brzmi bardziej logicznie, prawda? Z czego więc wynika problem w pierwszym zdaniu? Z niezgodności podmiotów! W jego pierwszej części podmiotem jest „ona”, w drugiej zaś „głód”, a tak być po prostu nie może. Z błędnego zdania wynika bowiem, że to głód pisał tekst.
„wrzucanie do jednego worka”
I znowu przykład:
Dobry copywriter zna i używa języka korzyści
Niby brzmi dobrze, ale… nie do końca. Problem we wspomnianą już kwestią tego, że czasowniki rządzą przypadkiem rzeczownika. A w tej konkretnej sytuacji? „Znać” rządzi biernikiem, a „używać” – dopełniaczem. Dlatego nie można sobie pozwolić na skrót. Poprawnie będzie:
„Dobry copywriter zna język korzyści i go używa”.
Warto też wspomnieć o coraz częściej pojawiającej się formie „wydaje się być…” – np. w zdaniu „To wydaje się być ciekawe.” Poprawnie po polsku brzmi ono: „To wydaje się ciekawe”. A cząstka „być” jest kalką językową z angielskiego „seems to be”.
5. Błędy leksykalne
Z mojego doświadczenia wynika, że pojawiają się dość często, choć w wielu sytuacjach mogą pozostać zupełnie niezauważone lub też… przestają być błędem, a powoli wkraczają do obszaru normy / zwyczaju językowego. Zanika np. różnica między „tą” a „tę” w bierniku – mało kto postrzega pierwszą formę, np. w połączeniach tą książkę, jako błąd (choć błędem nadal oficjalnie ona jest!). Czasem bywa tak, że niuanse znaczeniowe po prostu zapodziały się już gdzieś na przestrzeni lat. Tak jest w przypadku spójników „lub” oraz „albo”, które – jak się dowiedziałam całkiem niedawno – mają nieco inne znaczenie. Czy jednak rzeczywiście jest one dostrzegane przez użytkowników języka? Za wszystkich mówić nie mogę, ale intuicja podpowiada mi, że… nie do końca.
Zapominając jednak o tych niuansach, warto wspomnieć o kilku kardynalnych błędach leksykalnych, które należy wyeliminować ze swoich tekstów.
a) Pleonazmy i tautologie, czyli „masło maślane” i „cofanie do tyłu”
Język dąży do ekonomii. A skoro tak, powtarzanie dwukrotnie tych samych informacji w jednym zdaniu jest zbędne. Dlatego błędne są np. takie zdania i sformułowania:
Ważne są dla nas Twój komfort i wygoda.(Poprawnie: Ważny jest dla nas Twój komfort albo Ważna jest dla nas Twoja wygoda).
Podstawowy składnik tego systemu to przede wszystkim panele dachowe. – „Przede wszystkim” jest tu zupełnie zbędne, bo mamy już „podstawowy”. Podobnie jest w zdaniu:
Turyści przyjeżdżają tutaj przede wszystkim z dwóch podstawowych powodów. W tym przypadku jednak wyeliminowałabym raczej przymiotnik „podstawowych”. Od razu zrobi się bardziej przejrzyście.
Warto wykreślić z pamięci również takie zbitki jak: „w dniu dzisiejszym” czy „okres czasu”, które są naleciałościami z języka rosyjskiego.
b) błędy frazeologiczne
Tu jako przykład warto podać wyrażenie „mierzyć siły na zamiary”, które często jest używane w znaczeniu podobnym do „nie porywaj się z motyką na słońce” (to jeden z do niedawna popełnianych przeze mnie „grzeszków”). Tymczasem jego faktyczny sens jest zupełnie przeciwny – chodzi o dostosowywanie sił do zamiarów, czyli stawianie sobie ambitnych celów i poszukiwanie środków, aby je zrealizować.
Problemem jest też błędne używanie utartych wrażeń, takich jak choćby:
- pod rząd zamiast z rzędu,
- po najmniejszej linii oporu zamiast po linii najmniejszego oporu,
- w każdym bądź razie zamiast w każdym razie.
Do tej kategorii można zaliczyć również niepoprawne stosowanie połączeń „z pomocą” oraz „za pomocą”.
Przykładowo:
Z pomocą naszej aplikacji szybko złożysz zamówienie.
Brzmi poprawnie? Otóż nie do końca. Można coś z robić z pomocą KOGOŚ, ale już za pomocą (a jeszcze lepiej: przy pomocy) CZEGOŚ.
c) błędy słownikowe
Są związane z użyciem niewłaściwych słów w konkretnym kontekście językowym.
mieć / posiadać
Mój „ulubiony” przykład to nieuzasadnione posługiwanie się słowem „posiadać”. Samo w sobie nie jest ono oczywiście błędne. Wszystko jednak zależy od tego, jak się go użyje. Spójrz na te dwa zdania:
W ofercie posiadamy profesjonalne kosmetyki marki…
Oferujemy profesjonalne kosmetyki marki…
„Posiadanie” jest tam potrzebne jak kwiatek do kożucha! Po pierwsze – zbędna peryfraza, która „pompuje” zdanie, dodając mu karykaturalnego patosu. A po drugie – „posiadać coś w ofercie”? No nie do końca. W ofercie (a lepiej: w asortymencie) można coś MIEĆ. Po prostu. Najlepiej jednak w ogóle starać się unikać takich utartych frazesów.
Problem z „posiadać” na tym wyrażeniu się nie kończy. Ten bardzo słownikowy i dość napuszony wyraz chętnie stosuje się, pisząc w kontekście doświadczenia, maszyn, a nawet, o zgrozo, wad. Dlaczego to nie do końca poprawne? Ponieważ „posiadanie” to słowo o dużym ładunku semantycznym. Posiadać można ogromny majątek, całą wiedzę świata, luksusową willę… Wtedy zachowana jest spójność stylistyczna.
Jak zatem zamienić tego „potworka” na coś bardziej strawnego? Oto kilka przykładów:
posiadamy doświadczenie -> zdobyliśmy doświadczenie (dynamizuje wypowiedź),
posiadamy wady -> mamy wady (ale czy w tekstach promocyjnych pisze się w ogóle wprost o wadach? Moim zdaniem – nie.)
w ofercie posiadamy -> oferujemy / sprzedajemy / dystrybuujemy / asortyment poszerzyliśmy o…
posiadamy certyfikaty -> uzyskaliśmy certyfikaty
posiadamy park maszynowy -> zbudowaliśmy / mamy park maszynowy
Warto też (choć to już kwestia stylu pisania) unikać powtarzanych do bólu kalek językowych, a także stylu urzędowego (o czym pisałam już tutaj).
Oczywiście to tylko czubek góry lodowej. Błędów, które popełniamy, jest nieskończona ilość. To urok plastycznej materii, jaką jest język – zmienny, dynamiczny i z tysiącami wyjątków. Ale czy nie w tym tkwi jego piękno?
Poprawne czy niepoprawne, czyli gdzie szukać informacji o tym, „jak się coś pisze”
Przebrnąłeś już, Drogi Czytelniku, przez długą listę typowych usterek językowych. Czy zapamiętasz wszystkie zasady „ot tak”? To mało prawdopodobne. Pytanie jednak, co zrobić, gdy znowu dopadną Cię wątpliwości?
1. Kieruj się zasadą ograniczonego zaufania do autokorekty w edytorach tekstów.
Mój Word niejeden raz wprowadził mnie w błąd albo samowolnie dokonał zmiany zupełnie bez sensu. Pamiętam, że gdy studiowałam jeszcze historię literatury, jedna ze starszych wersji MS Word uparcie korygowała nazwę grupy poetyckiej „Skamander” na „Skafander”. W nowszych jest już znacznie lepiej, ale system sprawdzania gramatyki nadal nie jest doskonały i uparcie podkreśla jako błędy np. przecinki przed zdaniami wtrąconymi i nie dostrzega innych niuansów.
Screen z MS Word 2016 – system podkreślił przecinek przed „jako”, uznając go za błąd. Tymczasem pojawił się on tam ze względu na wtrącenie – i jest całkowicie uzasadniony.
2. Sięgnij do literatury fachowej
Podstawa to słowniki poprawnościowe z „Wielkim słownikiem poprawnej polszczyzny” prof. Andrzeja Markowskiego na czele. Możesz zajrzeć także do „Kultury języka polskiego” tego samego autora albo do bardziej popularnonaukowej (i praktycznej) pozycji – „497 błędów” Łukasza Mackiewicza, która pojawiła się na rynku w grudniu 2018 roku, a zawiera ciekawe i przejrzyste wyjaśnienia językowe.
3. Internetowe poradnie językowe prawdę Ci powiedzą
Szczególnie polecam Poradnię Językową PWN, w której do 2016 roku na pytania internautów odpowiadał m.in. „mistrz ciętej riposty”, prof. Mirosław Bańko. Jego ironiczne, ale bardzo merytoryczne odpowiedzi czasem bawią do łez, a przede wszystkim rozwiewają wątpliwości. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę słowo lub wyrażenie, które sprawia problemy, a wyskoczy lista pytań zadanych na ten temat. To prawdziwa kopalnia wiedzy praktycznej, która przy okazji pokazuje, jak wiele wątpliwości językowych mamy na co dzień.
Screen ze strony Poradni Językowej PWN. Prof. Bańko, jak zawsze, w formie.
Czy możliwe jest kompletne wyeliminowanie błędów językowych ze swoich wypowiedzi i tekstów?
Osiągnięcie nieskazitelnej poprawności to zadanie niemal niewykonalne – zwłaszcza w pojedynkę. Dlaczego?
Aby się udało, nie wystarczy samo poznanie reguł – szczególnie, gdy przyswoi się je w teorii, a nie w praktyce. Ja, jak już wspomniałam, zaczęłam używać języka nieco bardziej świadomie, gdy przeszłam na „ciemną stronę Mocy3”, nie tylko pisząc, ale i korygując treści innych.
Jednak największym problemem jest obiektywne spojrzenie na przygotowane przez siebie treści. Sama wiem, że od czasu do czasu „porywa mnie wena” i, pisząc, tracę zupełnie z oczu powtórzenia czy literówki. Czy to oznacza, że kompletnie nie znam zasad, jakimi rządzi się język polski, albo świadomie je ignoruję? Nie do końca. Czasem po prostu emocje biorą górę, a mózg płata figle i nie pozwala dostrzec tego, co widoczne jak na dłoni.
Właśnie dlatego tak ważną rolę w procesie przygotowywania treści odgrywa jej korekta dokonana przez „osobę trzecią”. Korektor nie jest emocjonalnie związany z tekstami i patrzy na nie pod bardziej technicznym kątem niż autor. Łatwiej jest mu więc wychwycić drobne potknięcia stylistyczne, brakujące przecinki czy dostrzec dywiz (-) niezamieniony w półpauzę (–)4 . W rezultacie pracy szerszego zespołu nad treścią teksty, które trafiają do publikacji, są wolne od usterek i… po prostu lepiej się je czyta.
Podsumowując więc:
- Błędów należy unikać, ponieważ obniżają wartość estetyczną i merytoryczną tekstów i mogą osłabić wizerunek Twojej marki.
- Język jest pełen niuansów, których „zwykły użytkownik” nie zawsze dostrzega. Nie warto więc popadać w pułapkę hiperpoprawności.
- Aby mieć pewność, czy to, co piszesz, jest poprawne – sięgnij do merytorycznych źródeł. Literatura fachowa i internetowe poradnie językowe to prawdziwa skarbnica wiedzy.
- Po napisaniu daj swoje teksty do przeczytania innej osobie. Nawet jeśli nie będzie profesjonalnym korektorem, wychwyci usterki, których – jako autor – nie zauważysz. Wspólnie wypracujecie lepszą, bardziej przejrzystą wersję treści.
Powodzenia w pisaniu!
1 – Za A. Markowski, Kultura języka polskiego, Warszawa 2005.
2 – http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=73
3 – Przez duże „M”, bo chodzi mi o nazwę własną wyciągniętą – jak cały ten zwrot – prosto z „Gwiezdnych Wojen”.
4 – Od stosowania długich myślników ponoć zupełnie odchodzimy – na wzór anglosaski.